Łaska widzenia dobra.

Poprzedni wpis ->  klik.

13.12.2020 r.

Dzień wcześniej naprawiłam mocowanie lampki, które ucierpiało tydzień wcześniej. Mogłam więc bez obaw ruszyć rowerem do Wierzenicy. W drodze na mszę odkryłam, że "Borewicz" -> klik ma nowe towarzystwo. Otóż przed posesją postawiono Poloneza Atu.

 

Więcej zdjęć na trasie nie robiłam, więc bez zbędnego zatrzymywania się, dotarłam do Wierzenicy.

Dzisiejsze czytania -> klik.

Plik audio z kazaniem ks. Przemysława Kompfa znajduje się tutaj ->  klik.

Po mszy sfotografowałam jedną z tabliczek, które znajdują się na niektórych ławkach. Akurat tak mi się usiadło przed mszą, że miałam ją cały czas przed sobą, a jest ona dla mnie szczególna. Otóż widniejące na niej nazwisko bardzo często pojawia się w intencjach mszalnych. Nie raz zastanawiałam się, co to za święta rodzina. No, ale skąd miałabym dowiedzieć się czegoś o tych ludziach? I jak to w życiu bywa - Bóg sam podsunął mi odpowiedź. W numerze 6 [162] 2020 Wierzeniczeń ukazał się artykuł: "Kobieta nadzwyczajnej łaski Helena Małyszka". Oto jego najważniejszy fragment, który i na mnie zrobił olbrzymie wrażenie -> klik. Cały numer tych Wierzeniczeń dostępny jest tutaj -> klik.

Zapamiętałam z niego to zdanie: "To jest nadzwyczajna łaska płynąca z wiary, łaska widzenia w ludziach dobra". 

Od siebie dodam, że to jest łaska niezwykle wymagająca. Wyznaję zasadę, że w każdym człowieku jest dobro. Wielokrotnie słyszałam, że kogoś idealizuję. Zawsze w takich sytuacjach staram się wyjaśnić, że nie jest tak. Dostrzegam wady, ale staram się skupiać na pozytywnej stronie danej osoby. Nawet, gdy jest to osoba pogubiona życiowo lub uzależniona od jakiś używek. Ja i tak widzę w nich tę dobrą cząstkę. Jeśli jest to możliwe, próbuję pomóc takim osobom dostrzec pozytywy w ich życiu. Jednak to tylko od tych osób zależy, czy pozwolą w ich życiach działać tej lepszej stronie. Ta wiara w innych, ta nadzieja. To one napędzają mnie do działania. Mam oczywiście świadomość, że takie misje często kończą się niepowodzeniem. Ktoś może zranić, oszukać. Jednak nie można się z tego powodu poddawać. Wszak - to nadzieja umiera ostatnia. Póki więc my żyjemy...

Po opuszczeniu świątyni byłam mile zaskoczona. Prognoza pogody na ten dzień nie przewidywała pojawienia się słońca na niebie, a tutaj, proszę:

We wpisie dotyczącym 01.11.2020 r. napisałam, że zimą, gdy już wszystkie liście opadną, postaram się zrobić zdjęcie porównawcze do tego -> klik. Jak widać - w kępie drzew po lewej nieśmiało wyłania się kościół pw. św. Mikołaja w Wierzenicy.




Do domu wracałam drogą różańcową. Przy tej okazji postanowiłam sfotografować znak informujący, że poruszam się drogą św. Jakuba. Jej symbolem jest muszla małży św. Jakuba, o którym wspomniałam już w tym wpisie -> klik.

 
Wyjeżdżając z Kicina uznałam, że poświęcę tego dnia chwilę na sfotografowanie obiektów kultu, które będę mijać. Jako pierwszą uwieczniłam figurę Maryi. Ciekawostką jest to, że z gospodarstwa widocznego w tle na poniższym zdjęciu, moi Rodzice nabyli kiedyś psa. Był to owczarek podhalański. Wabił się Timi. W domu jest kilka zdjęć, na których został on uwieczniony.


 

 

W sąsiedniej wsi, czyli w Koziegłowach, zatrzymałam się przy tutejszym krzyżu. Od lat mnie on fascynuje. Ilekroć przejeżdżam obok niego od razu przypomina mi się zdjęcie, które opublikowałam kiedyś TWB -> klik Od dawna mam w głowie pomysł, aby powtórzyć to ujęcie w wydaniu współczesnym.

 

 
Przyglądając się szczegółom tego miejsca natrafiłam na literkę "B". Od razu skojarzyła mi się z pewną osobą, której to zdjęcie dedykuję. 

Napis umieszczony pod krzyżem głosi: "Przez Twoje święte rany i Twoją najdroższą krew wybaw nas teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen".

 

Ilość krzyży i ich formy niekiedy zaskakują.

  

Z napisu umieszczonego na cokole dowiadujemy się, że fundatorem był: Franciszek Thiel.

 

Kiedy wjechałam do Poznania, to chciałam drogą rowerową wzdłuż ul. Lechickiej dojechać do domu. Okazało się to jednak niemożliwe. Droga od pewnego punktu była zamknięta z powodu budowy trasy tramwajowej, znajdującej się nieopodal. Żeby jednak nie zawracać, postanowiłam znaleźć jakąś alternatywną drogę i pozwiedzać nieco okolicę. Nie podejrzewałam, że w ten sposób odkryję... ule. Kto by pomyślał? Ponad półmilionowe miasto, a tutaj takie widoczki.

 

 

 

Na szczęście droga gruntowa doprowadziła mnie do miejsca, które znam, więc dalej nie miałam problemu z obraniem właściwej trasy. Zatrzymałam się tylko w jednym miejscu, aby zrobić zdjęcie na bloga. Otóż przez szereg lat, jak wracałam z rajdów rowerowych, korzystałam z drogi na jednym z osiedli. Zawsze mnie bawiło, że przy uliczce, którą wjeżdża się na to osiedle, stoi akurat wieżowiec nr 13. W oddali z kolei widać budkę parkingową, na której umieszczony jest numer 113. To nagromadzenie 13 zawsze dodawało mi sił do dalszej jazdy. ;-)


Komentarze