Halina i August Cieszkowscy - cz. 2.

Ciąg dalszy tego wpisu -> klik.

22.11.2020 r.

Po mszy wybrałam się na mały rekonesans. Jakiś czas temu wpadłam na pewien pomysł i postanowiłam sprawdzić, czy możliwe będzie jego zrealizowanie. Wierzenicę opuściłam tzw. ścieżką im. Augusta Cieszkowskiego. Ledwo na nią wjechałam, to postanowiłam się zatrzymać, aby zrobić zdjęcia. W tle, za choinkami, widać dawną karczmę -> klik.


Ten odcinek drogi wyłożony jest kamieniami, co przy pewnym nachyleniu terenu sprawia, że łatwiej jest się wspiąć na górę.

Aleja drzew, ciągnąca się w lewo, to dalszy odcinek ścieżki im. Augusta Cieszkowskiego.

Dojechawszy do najbliższego skrzyżowania, należy skręcić w lewo, aby dalej podążyć ścieżką i tym samym dotrzeć do drogi różańcowej, prowadzącej do Kicina. Jednak ja skręciłam w prawo i oto moim oczom ukazał się taki widok:

Droga wyglądała niemalże jak perski dywan. Spowodowane to było tym, że liście z okolicznych krzewów opadły, tworząc miękką warstwę.


Kawałek dalej wystraszyły mnie (a w zasadzie to ja je zaniepokoiłam swoją obecnością) przebiegające sarny. Okazało się, że na tutejszej alei została dla nich zamontowana lizawka.

Po stanie pnia, na którym ją umieszczono, można sądzić, że zwierzyna chętnie z niej korzysta. Dodatkowo zaintrygowało mnie "serduszko". Co ciekawe - kilka lat temu, też na terenie gminy Swarzędz, sfotografowałam serce na drzewie -> klik.


Dalej zaczęły się "schody".



Zarośnięcie wewnętrznej drogi osiągnęło taki poziom, że przedarcie się rowerem przez tę gęstwinę stało się niemożliwe. Musiałam wyjść na pole.


Dotarłam do ambony, za którą znajdował się ciąg dalszy alei. Był jednak równie nieprzejezdny, jak ten poprzedni fragment.


Znowu więc wylądowałam na polu. Na szczęście ślady maszyny, która wcześniej tędy przejeżdżała, ułatwiły mi nieco spacer po tym terenie.




W końcu dotarłam do odcinka, który dało się już pokonać na rowerze.

Tym oto sposobem dojechałam do szosy Wierzonka - Mielno. Radość z przebrnięcia przez te wszystkie zarośla wyraziły moje oczy. 😀

A tak wygląda punkt docelowy. Właśnie z nim związany jest mój pomysł. Chciałam w 2020 roku w czasie rajdu "Witamy jesień w Wierzenicy" poprowadzić grupę rowerzystów drogą, którą dotychczas nie docierano na metę. Kiedy ją jednak sprawdzałam na kilka tygodni przed rajdem, okazało się, że jest nieprzejezdna. Po prostu zarosła. To właśnie ta droga, z której zdjęcia zamieszczam w tym wpisie. Niedawno pomyślałam sobie, że można by doprowadzić do jej udrożnienia i właśnie stąd zaczynałaby się... ścieżka im. Haliny Cieszkowskiej, żony Augusta Cieszkowskiego. Byłoby to symboliczne, że jej ścieżka schodziłaby się na jednym ze skrzyżowań ze ścieżką im. Augusta Cieszkowskiego i wówczas wspólnie prowadziłyby do Wierzenicy.

Po wjechaniu do Poznania moim oczom ukazał się piękny zachód słońca. Choć początkowo nie chciałam go uwieczniać, to ostatecznie przejechałam specjalnie na drugą stronę mostu Lecha, aby z niego obrać kadr na rzekę Wartę oraz panoramę miasta z widocznym w tle budynkiem Uniwersytetu Ekonomicznego.




Na koniec zostawiam coś absolutnie niezwykłego dla mnie. Jakiś rok temu, przeglądając stronę parafii, trafiłam na taki wpis -> klik. Jak zobaczyłam postać na okładce, to pomyślałam: "O! Krystyna Feldman? Ale co Ona ma wspólnego z Wierzenicą?". Czułam już wtedy, że MUSZĘ zdobyć te wspomnienia. Kiedy zgłosiłam się do ks. Przemysława z pytaniem o możliwość nabycia tego numeru specjalnego, okazało się, że jest to niemożliwe. Wszystkie numery zostały sprzedane. Ks. Przemysław zaproponował, abym zgłosiła się do redaktora naczelnego gazetki. Może On, coś...

Jak to w życiu. Umknęło mi to i tak temat czekał i dojrzewał. Aż trafiłam na pewną informację, która dała mi do myślenia. Zrozumiałam, że los kolejny raz daje mi znać, że ja MUSZĘ zdobyć to specjalne wydanie Wierzeniczeń. Napisałam więc do redaktora.

Zbieg kilku sytuacji doprowadził ostatecznie do tego, że 21.11.2020 r. na moją skrzynkę wpłynęła wiadomość, iż specjalnie dla mnie udało się znaleźć jeden egzemplarz. Czytałam tę informację i nie dowierzałam. Gazetka czekała do odbioru u ks. Przemysława.

Będąc następnego dnia w Wierzenicy, po mszy zgłosiłam się po moje 'trofeum'. W domu zaczęłam przeglądać tę ciekawą publikację.

Osoba, wypisująca moje dane, uczyniła to kładąc kartkę na okładce. Doprowadziło to do tego, że moje imię i nazwisko odbiło się na okładce Wierzeniczeń. Tym samym ten numer został na zawsze przypisany do mojej osoby.

Kartka z moimi danymi była zatknięta na stronie, na której rozpoczyna się część poświęcona m.in. kościołowi pw. św. Stanisława Kostki w Poznaniu. Wyróżniam tę świątynię, gdyż jest niezwykle istotna w historii mojego życia. Ale to jest opowieść na osobny wpis...

Przewertowałam kilka stron. Kiedy zaczęłam odkrywać kolejne zapisy, zrozumiałam, dlaczego ta książka miała trafić w moje ręce. Z rozdziawioną buzią czytałam kolejne zdania. Poniżej zamieszczam dwa fragmenty, które zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie.

Oglądanie na YT wypowiedzi dominikanów (ale tych łódzkich. Wiecie, że zakon w Łodzi znajduje się przy ul. Zielonej 13? 😉), uczestnictwo we mszy o 21:00 -> klik oraz kilka innych wydarzeń związanych z poznańskim kościołem dominikanów - to wszystko, szczególnie w 2020 r., przybliżyło mnie do Boga. Ponadto uświadomiłam sobie, że przy bierzmowaniu przyjęłam imię Katarzyny Sieneńskiej, która była tercjarką dominikańską. Kiedy więc przeczytałam poniższy fragment, zaniemówiłam:

O tym, że nic, co się w życiu przydarza, nie jest przypadkiem, próbowała uświadomić mnie moja Przyjaciółka. Były to czasy licealne. Wtedy nie potrafiłam zrozumieć tego, czego Przyjaciółka chciała mnie nauczyć. Minęły lata. Bóg postawił na mojej drodze życia kolejną osobę, która miała mnie "oświecić". Znów wrócił temat "przypadków". Znów nie załapałam tego wątku, ale... Zagadnienie zaczęło we mnie pracować. Dlaczego kolejna osoba tak twierdzi? Może faktycznie coś w tym jest? Od tamtego czasu zaczęłam jeszcze uważniej przyglądać się kolejnym wydarzeniom, analizować różne sytuacje. Teraz wiem już z całą pewnością, że moi Przyjaciele mieli absolutną rację. Kiedy więc 03.07.2020 r. trafiłam na ciekawą wypowiedź księdza Piotra Pawlukiewicza, byłam w stanie zrozumieć wygłoszone przez Niego słowa. Cytuję: "może to zbieg okoliczności? Chociaż niektórzy mówią: zbieg okoliczności to ukryta interwencja Pana Boga". Ubawiłam się więc czytając słowa ks. Przemysława:
 

Gdy przeglądając zdjęcia przeczytałam opis przy jednym z nich, uznałam, że tych wszystkich rewelacji jest już tyle, że czas zamknąć tę książkę, zanim dostanę zawału serca.

Z adnotacji przy fotografii dowiedziałam się, że ks. Przemysław swoją pierwszą mszę po święceniach odprawił (o 13:00!!!) w kościele, do którego mój Dziadek zabierał czasami moją Mamę. Potem Mama zabierała tam mnie. Mam z tym kościołem sporo ciekawych wspomnień.

A co z Panią Feldman?
 
Strona 68: "W Seminarium udało mi się zrealizować jedną ze swoich młodzieżowych pasji. Brałem udział w tworzeniu i pracach teatru seminaryjnego "Puls". (...) Przyjacielem naszego zespołu, reżyserem teatralnym i opiekunem była niezastąpiona Krystyna Feldmann późniejsza filmowa babka Kiepska".

I wyobraźcie sobie, że na okładce jednak jest ks. Przemysław. Zrobiło mi się z jednej strony głupio z powodu mojego nietrafnego skojarzenia, a z drugiej strony - czy to nie dziwne, że w ten sposób wywołał się temat tej poznańskiej aktorki? 😊

Książkę odłożyłam na bok, bojąc się ją dalej czytać i odrywać kolejne, równie ciekawe, zbiegi okoliczności...

Komentarze