Dzisiaj mija rok od wydarzenia, które wydawało mi się kiedyś nierealne do zorganizowania. Jednak w Wierzenicy wszystko jest możliwe.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rok 2020.
Przygotowywałam się do tej ważnej chwili od kilku tygodni. Wstępny plan
był zupełnie inny i nie uwzględniał mojego wspólnego występu z chórem.
Chciałam tylko, aby "Moniuszko" zaśpiewał, a ja miałam się temu
przyglądać z kościelnej ławki i porobić kilka zdjęć. Jednak Bóg przygotował kompletnie inny scenariusz...
W 2015 r. podjęłam
pierwsze próby zorganizowania całego tego przedsięwzięcia. O dziwo -
wiele rzeczy wskazywało na to, że wszystko ma szansę się udać. Jednak
nie wiedziałam wówczas jednej rzeczy - że moja choroba osiąga swoje
apogeum. Było ze mną naprawdę źle. Musiałam porzucić wszelkie plany.
Postanowiłam wszystkie swoje siły skupić na walce o życie, a przede
wszystkim na tym, aby dowiedzieć się, na co choruję. Od lat wiedziałam,
że coś mi dolega, ale nie umiałam ustalić, co. Od wielu, wielu lat
chodziłam po lekarzach z różnymi objawami, ale oni skupiali się tylko na
zaleczaniu objawów. Nikt nie potrafił ustalić przyczyny. Aby łatwiej
znieść trudy walki o siebie, sporo wtedy pisałam na moim wartburgowym blogu. To był sposób
na miłą odskocznię od tego, z czym na co dzień musiałam się mierzyć.
Aż w końcu w 2016 r. ustaliłam, co mi dolega. Wzięłam sprawy w
swoje ręce. Wówczas zaczęłam jeszcze więcej czytać, analizować,
przeprowadzać różne badania. Ten intensywny
okres poszukiwań trwał miesiącami. Zapoznawałam się ze wszystkimi
aspektami choroby - przyczynami,
objawami,
sposobami leczenia. Jednak
dopiero pod koniec 2018 r. odkryłam, co było głównym źródłem moich
problemów. Przeprowadzony na własną rękę domowy test (od razu zaznaczam, że w pełni
bezpieczny dla zdrowia i życia) na żywym organizmie upewnił mnie, że
postawiłam sama sobie dobrą diagnozę. Natychmiast podjęłam
dalsze kroki. Efekt był taki, że z każdym tygodniem nabierałam sił.
Poczułam się, jakbym urodziła się na nowo. Uzyskałam mnóstwo energii do
dalszych działa.
Muszę tutaj wtrącić, że kiedyś śpiewałam w chórach (czasy szkoły
podstawowej, liceum i początek studiów). Jednak moja choroba sprawiła,
że zaczęłam fałszować. Właśnie to, że najbliżsi zaczęli mi zwracać
uwagę, że coś jest nie tak z moim śpiewem, zaczęło mnie bardzo
zastanawiać. Było już tak źle, że sama siebie nie mogłam słuchać.
Zamilkłam więc na kilka lat. Cały czas jednak rozmyślałam o tym, co było
przyczyną takiego stanu rzeczy. Dopiero, jak w 2018 r. poznałam
przyczynę moich problemów, okazało się, że to ona powodowała tak silne
fałsze. Bogu dzięki, że przeglądając materiały dotyczące choroby znalazłam opis,
iż jest to jeden z jej objawów. To mnie dodatkowo upewniło, że postawiona
diagnoza może być prawidłowa. Efekt podjętej przeze mnie terapii jest
taki, że obecnie o wiele mniej fałszuję. Od kilku miesięcy podśpiewuję
sobie, gdy kręcę się po domu albo jadę samochodem. Znów jestem w stanie
słuchać sama siebie.
Wstąpiło we mnie nowe życie. Postanowiłam więc wrócić do pomysłu z występem chóru. Choć tym razem przyświecał temu inny cel.
Szukając informacji trafiłam na ten wpis ->
klik.
25 listopada 2019 r. pierwszy raz pojawiłam się na próbie chóru
mieszanego im. Stanisława Moniuszki z Kaźmierza.
Przywitałam się z dyrygentem, powiedziałam, że chcę tylko posłuchać
chóru i dopiero po zajęciach powiem, o co chodzi. Usiadłam z tyłu i
zaczęłam słuchać. Nawet nie wiem, w której chwili przyłapałam się na
tym, że przy kolejnym powtórzeniu danej partii nut zaczęłam też śpiewać.
Po zakończonej próbie podeszłam do dyrygenta i wyjaśniłam, jaki jest
powód mojej wizyty. W odpowiedzi usłyszałam zgodę na realizację mojego
pomysłu. Byłam przeszczęśliwa. Czułam, że właśnie zaczyna się kolejna
ciekawa przygoda w moim życiu.
W drodze powrotnej mój samochód stał się małą salą koncertową. Miałam w sobie tyle radości, że musiałam ją "wyśpiewać".
Przystąpiłam do kolejnego etapu "załatwiania
formalności". Liczyłam na to, że wszystko pójdzie po mojej myśli, bo już
4 lata temu ks. Przemysław wyraził wstępną zgodę na mój pomysł. Jednak w najbliższą niedzielę po 25 listopada 2019 r. byłam na drugim
końcu Polski. Musiałam więc uzbroić się w cierpliwość i doczekać aż do
06 grudnia 2019 r. Wtedy, jak co roku, w Wierzenicy odbywał się odpust.
Mnie, rodzonej Mikołajce, nie wypadało przegapić tej uroczystości.
Podczas odpustowego spotkania zapytałam ks. Przemysława czy możemy powrócić do
mojego pomysłu sprzed lat. W odpowiedzi usłyszałam: "tak"! Jakże się ucieszyłam! To
był najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki tego dnia otrzymałam.
Przystąpiłam więc do dalszych działań. Zaczęłam pojawiać się na
kolejnych próbach chóru. Chciałam przy tej okazji dogadać szczegóły i
poznać repertuar chóru. Skończyło się tym, że dostałam nuty wraz z
tekstami i posadzono mnie na jednym z krzeseł. Wiedziałam, że najlepiej
odnajdę się w altach i... tak zostało. Stanęło na tym, że w Wierzenicy
miałam wystąpić razem z chórem. Na szczęście wcześniej trafiły się dwa
inne występy, więc mogłam sprawdzić, jak odnajdę się w tej roli. Dobrze,
że udało mi się pozyskać zdjęcia z tamtych wydarzeń, bo zauważyłam na
nich, że... nos mam niemal przyklejony do nut zamiast patrzeć na
dyrygenta ->
klik. Do czasu występu w Wierzenicy postanowiłam nad tym
popracować.
Ustaliłam z ks. Przemysławem, że chór mieszany im. Stanisława Moniuszki
z Kaźmierza będzie mógł wystąpić
19 stycznia 2020 r. na mszy o 11:00.
To był okres, w którym generalnie nie śpiewa się już kolęd, jednak
dopuszcza się wykonywanie ich do 2 lutego, kiedy obchodzone jest Święto
Ofiarowania Pańskiego.
Nadszedł dzień występu. Od samego początku wiele spraw szło nie po mojej
myśli. Gdy zajechaliśmy na miejsce, okazało się, że plebania jest
zamknięta, choć ustalałam wcześniej, iż będzie dostępna. Ulokowaliśmy się więc w kościele, który na szczęście był otwarty.
Rozpoczęliśmy tam próbę. W międzyczasie starałam się zrobić kilka zdjęć,
ale trudno było śpiewać i jednocześnie robić "skok w bok", aby
uwiecznić chór na matrycy aparatu.
W końcu pojawił się ks. Przemysław i udało się
wejść do plebanii. Zostawiwszy tam rzeczy, udaliśmy się z powrotem do
świątyni. Rozpoczęła się msza. Ks. Przemysław zapowiedział występ.
Następnie Pan Robert Winiecki, dyrygent chóru, przedstawił w kilku
zdaniach postać Zbigniewa Tobisa.
To właśnie osoba mojego wujka Zbigniewa była kluczowym ogniwem tego
całego wydarzenia.
Taka dygresja - w 2010
r., nie będąc jeszcze świadoma pewnych rodzinnych powiązań,
uczestniczyłam w rajdzie rowerowym "Witamy jesień u Augusta
Cieszkowskiego". Od tamtego momentu wielokrotnie pojawiałam się w
Wierzenicy. Po powrocie do rodzinnego domu często wywiązywały się
rozmowy, podczas których poznawałam wierzenicką historię rodziny. Dzięki
temu dowiedziałam się, że w latach 1969-74 mój wujek wraz z rodziną
mieszkali w budynku, w którym obecnie znajduje się plebania. W tamtych
latach funkcjonowała tutaj szkoła podstawowa, której wujek był
kierownikiem. Uczył w niej muzyki oraz śpiewu. Okazało się także, że moi
Bracia bywali u wujostwa w Wierzenicy. Jeden z nich nawet mieszkał z
nimi przez pewien czas. Po przeprowadzce z Wierzenicy do Kaźmierza wujek
reaktywował istniejący dawniej chór mieszany im. Stanisława Moniuszki,
którym dyrygował do końca swojego życia, czyli do 2001 r. W 2020 r. chór
obchodził 100. rocznicę istnienia. Była więc to wspaniała okazja, aby
zaprosić chór do Wierzenicy. Uznałam, że skoro i mnie los tutaj
przyprowadził, to w tak nietuzinkowy sposób postanowiłam podziękować
Bogu za ocalenie życia.
W trakcie mszy oraz
po jej zakończeniu udało się wykonać m.in. takie kolędy: "A to komu
aniołkowie", "Noc cicha w śnie", "Nad Betlejem w ciemną noc", czy
bardziej popularne: "Dzisiaj w Betlejem", "Tryumfy Króla Niebieskiego",
"Bracia, patrzcie jeno",
"Do szopy, hej pasterze"
.
Fotorelacja z występu ->
klik.
Po mszy odbyło się na plebanii małe
spotkanie, podczas którego na stole królowały ciasta upieczone przez
Moją Mamę i przeze mnie. Furorę zrobiły własnej roboty
pierniki
w kształcie św. Mikołaja. Swoją obecnością zaszczycił nas mój kuzyn
Przemysław,
syn wujka Zbigniewa,
wraz z żoną Beatą.
Dziękuję ks.
Przemysławowi Kompfowi za udostępnienie wierzenickiej świątyni oraz
plebanii. Dziękuję Panu Robertowi Winieckiemu oraz prowadzonemu przez
Niego chórowi mieszanemu im. Stanisława Moniuszki z Kaźmierza za
przyjęcie zaproszenia i wystąpienie w wierzenickim kościele. Osobne podziękowania dla Pana Włodzimierza Buczyńskiego za piękną fotorelację. Podziękowania także dla moich najbliższych za pomoc.
P.S. 1 Ciekawostka - reklamę występu zamieściłam na TWB dokładnie 13 dni przed wydarzeniem ➝ klik.
P.S. 2 Wydarzenia w 2020 r. (pandemia) sprawiły, że nie odbył się koncert jubileuszowy, który planowany był na październik 2020 r. Tym samym występ w Wierzenicy był jednym z najważniejszych w setnym roku istnienia chóru mieszanego im. Stanisława Moniuszki w Kaźmierzu.
Komentarze
Prześlij komentarz