Chór mieszany im. Stanisława Moniuszki w Kaźmierzu.

Dzisiaj mija rok od wydarzenia, które wydawało mi się kiedyś nierealne do zorganizowania. Jednak w Wierzenicy wszystko jest możliwe.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
Rok 2020.

Przygotowywałam się do tej ważnej chwili od kilku tygodni. Wstępny plan był zupełnie inny i nie uwzględniał mojego wspólnego występu z chórem. Chciałam tylko, aby "Moniuszko" zaśpiewał, a ja miałam się temu przyglądać z kościelnej ławki i porobić kilka zdjęć. Jednak Bóg przygotował kompletnie inny scenariusz...

W 2015 r. podjęłam pierwsze próby zorganizowania całego tego przedsięwzięcia. O dziwo - wiele rzeczy wskazywało na to, że wszystko ma szansę się udać. Jednak nie wiedziałam wówczas jednej rzeczy -  że moja choroba osiąga swoje apogeum. Było ze mną naprawdę źle. Musiałam porzucić wszelkie plany. Postanowiłam wszystkie swoje siły skupić na walce o życie, a przede wszystkim na tym, aby dowiedzieć się, na co choruję. Od lat wiedziałam, że coś mi dolega, ale nie umiałam ustalić, co. Od wielu, wielu lat chodziłam po lekarzach z różnymi objawami, ale oni skupiali się tylko na zaleczaniu objawów. Nikt nie potrafił ustalić przyczyny. Aby łatwiej znieść trudy walki o siebie, sporo wtedy pisałam na moim wartburgowym blogu. To był sposób na miłą odskocznię od tego, z czym na co dzień musiałam się mierzyć. Aż w końcu w 2016 r. ustaliłam, co mi dolega. Wzięłam sprawy w swoje ręce. Wówczas zaczęłam jeszcze więcej czytać, analizować, przeprowadzać różne badania. Ten intensywny okres poszukiwań trwał miesiącami. Zapoznawałam się ze wszystkimi aspektami choroby - przyczynami, objawami, sposobami leczenia. Jednak dopiero pod koniec 2018 r. odkryłam, co było głównym źródłem moich problemów. Przeprowadzony na własną rękę domowy test (od razu zaznaczam, że w pełni bezpieczny dla zdrowia i życia) na żywym organizmie upewnił mnie, że postawiłam sama sobie dobrą diagnozę. Natychmiast podjęłam dalsze kroki. Efekt był taki, że z każdym tygodniem nabierałam sił. Poczułam się, jakbym urodziła się na nowo. Uzyskałam mnóstwo energii do dalszych działa.

Muszę tutaj wtrącić, że kiedyś śpiewałam w chórach (czasy szkoły podstawowej, liceum i początek studiów). Jednak moja choroba sprawiła, że zaczęłam fałszować. Właśnie to, że najbliżsi zaczęli mi zwracać uwagę, że coś jest nie tak z moim śpiewem, zaczęło mnie bardzo zastanawiać. Było już tak źle, że sama siebie nie mogłam słuchać. Zamilkłam więc na kilka lat. Cały czas jednak rozmyślałam o tym, co było przyczyną takiego stanu rzeczy. Dopiero, jak w 2018 r. poznałam przyczynę moich problemów, okazało się, że to ona powodowała tak silne fałsze. Bogu dzięki, że przeglądając materiały dotyczące choroby znalazłam opis, iż jest to jeden z jej objawów. To mnie dodatkowo upewniło, że postawiona diagnoza może być prawidłowa. Efekt podjętej przeze mnie terapii jest taki, że obecnie o wiele mniej fałszuję. Od kilku miesięcy podśpiewuję sobie, gdy kręcę się po domu albo jadę samochodem. Znów jestem w stanie słuchać sama siebie.

Wstąpiło we mnie nowe życie. Postanowiłam więc wrócić do pomysłu z występem chóru. Choć tym razem przyświecał temu inny cel. Szukając informacji trafiłam na ten wpis -> klik.

25 listopada 2019 r. pierwszy raz pojawiłam się na próbie chóru mieszanego im. Stanisława Moniuszki z Kaźmierza. Przywitałam się z dyrygentem, powiedziałam, że chcę tylko posłuchać chóru i dopiero po zajęciach powiem, o co chodzi. Usiadłam z tyłu i zaczęłam słuchać. Nawet nie wiem, w której chwili przyłapałam się na tym, że przy kolejnym powtórzeniu danej partii nut zaczęłam też śpiewać.

Po zakończonej próbie podeszłam do dyrygenta i wyjaśniłam, jaki jest powód mojej wizyty. W odpowiedzi usłyszałam zgodę na realizację mojego pomysłu. Byłam przeszczęśliwa. Czułam, że właśnie zaczyna się kolejna ciekawa przygoda w moim życiu.
 
W drodze powrotnej mój samochód stał się małą salą koncertową. Miałam w sobie tyle radości, że musiałam ją "wyśpiewać".

Przystąpiłam do kolejnego etapu "załatwiania formalności". Liczyłam na to, że wszystko pójdzie po mojej myśli, bo już 4 lata temu ks. Przemysław wyraził wstępną zgodę na mój pomysł. Jednak w najbliższą niedzielę po 25 listopada 2019 r. byłam na drugim końcu Polski. Musiałam więc uzbroić się w cierpliwość i doczekać aż do 06 grudnia 2019 r. Wtedy, jak co roku, w Wierzenicy odbywał się odpust. Mnie, rodzonej Mikołajce, nie wypadało przegapić tej uroczystości. Podczas odpustowego spotkania zapytałam ks. Przemysława czy możemy powrócić do mojego pomysłu sprzed lat. W odpowiedzi usłyszałam: "tak"! Jakże się ucieszyłam! To był najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki tego dnia otrzymałam.

Przystąpiłam więc do dalszych działań. Zaczęłam pojawiać się na kolejnych próbach chóru. Chciałam przy tej okazji dogadać szczegóły i poznać repertuar chóru. Skończyło się tym, że dostałam nuty wraz z tekstami i posadzono mnie na jednym z krzeseł. Wiedziałam, że najlepiej odnajdę się w altach i... tak zostało. Stanęło na tym, że w Wierzenicy miałam wystąpić razem z chórem. Na szczęście wcześniej trafiły się dwa inne występy, więc mogłam sprawdzić, jak odnajdę się w tej roli. Dobrze, że udało mi się pozyskać zdjęcia z tamtych wydarzeń, bo zauważyłam na nich, że... nos mam niemal przyklejony do nut zamiast patrzeć na dyrygenta -> klik. Do czasu występu w Wierzenicy postanowiłam nad tym popracować.

Ustaliłam z ks. Przemysławem, że chór mieszany im. Stanisława Moniuszki z Kaźmierza będzie mógł wystąpić 19 stycznia 2020 r. na mszy o 11:00. To był okres, w którym generalnie nie śpiewa się już kolęd, jednak dopuszcza się wykonywanie ich do 2 lutego, kiedy obchodzone jest Święto Ofiarowania Pańskiego.

Nadszedł dzień występu. Od samego początku wiele spraw szło nie po mojej myśli. Gdy zajechaliśmy na miejsce, okazało się, że plebania jest zamknięta, choć ustalałam wcześniej, iż będzie dostępna. Ulokowaliśmy się więc w kościele, który na szczęście był otwarty. Rozpoczęliśmy tam próbę. W międzyczasie starałam się zrobić kilka zdjęć, ale trudno było śpiewać i jednocześnie robić "skok w bok", aby uwiecznić chór na matrycy aparatu. 


W końcu pojawił się ks. Przemysław i udało się wejść do plebanii. Zostawiwszy tam rzeczy, udaliśmy się z powrotem do świątyni. Rozpoczęła się msza. Ks. Przemysław zapowiedział występ. Następnie Pan Robert Winiecki, dyrygent chóru, przedstawił w kilku zdaniach postać Zbigniewa Tobisa. To właśnie osoba mojego wujka Zbigniewa była kluczowym ogniwem tego całego wydarzenia.

Taka dygresja - w 2010 r., nie będąc jeszcze świadoma pewnych rodzinnych powiązań, uczestniczyłam w rajdzie rowerowym "Witamy jesień u Augusta Cieszkowskiego". Od tamtego momentu wielokrotnie pojawiałam się w Wierzenicy. Po powrocie do rodzinnego domu często wywiązywały się rozmowy, podczas których poznawałam wierzenicką historię rodziny. Dzięki temu dowiedziałam się, że w latach 1969-74 mój wujek wraz z rodziną mieszkali w budynku, w którym obecnie znajduje się plebania. W tamtych latach funkcjonowała tutaj szkoła podstawowa, której wujek był kierownikiem. Uczył w niej muzyki oraz śpiewu. Okazało się także, że moi Bracia bywali u wujostwa w Wierzenicy. Jeden z nich nawet mieszkał z nimi przez pewien czas. Po przeprowadzce z Wierzenicy do Kaźmierza wujek reaktywował istniejący dawniej chór mieszany im. Stanisława Moniuszki, którym dyrygował do końca swojego życia, czyli do 2001 r. W 2020 r. chór obchodził 100. rocznicę istnienia. Była więc to wspaniała okazja, aby zaprosić chór do Wierzenicy. Uznałam, że skoro i mnie los tutaj przyprowadził, to w tak nietuzinkowy sposób postanowiłam podziękować Bogu za ocalenie życia.

W trakcie mszy oraz po jej zakończeniu udało się wykonać m.in. takie kolędy: "A to komu aniołkowie", "Noc cicha w śnie", "Nad Betlejem w ciemną noc", czy bardziej popularne: "Dzisiaj w Betlejem", "Tryumfy Króla Niebieskiego", "Bracia, patrzcie jeno", "Do szopy, hej pasterze" .

Fotorelacja z występu -> klik.

Po mszy odbyło się na plebanii małe spotkanie, podczas którego na stole królowały ciasta upieczone przez Moją Mamę i przeze mnie. Furorę zrobiły własnej roboty pierniki w kształcie św. Mikołaja. Swoją obecnością zaszczycił nas mój kuzyn Przemysław, syn wujka Zbigniewa, wraz z żoną Beatą.

Dziękuję ks. Przemysławowi Kompfowi za udostępnienie wierzenickiej świątyni oraz plebanii. Dziękuję Panu Robertowi Winieckiemu oraz prowadzonemu przez Niego chórowi mieszanemu im. Stanisława Moniuszki z Kaźmierza za przyjęcie zaproszenia i wystąpienie w wierzenickim kościele. Osobne podziękowania dla Pana Włodzimierza Buczyńskiego za piękną fotorelację. Podziękowania także dla moich najbliższych za pomoc.

P.S. 1 Ciekawostka - reklamę występu zamieściłam na TWB dokładnie 13 dni przed wydarzeniem ➝ klik.

P.S. 2 Wydarzenia w 2020 r. (pandemia) sprawiły, że nie odbył się koncert jubileuszowy, który planowany był na październik 2020 r. Tym samym występ w Wierzenicy był jednym z najważniejszych w setnym roku istnienia chóru mieszanego im. Stanisława Moniuszki w Kaźmierzu.

Komentarze