Orłowska 13 - cz. 3.

17.07.2020 r.

Od rana była przepiękna pogoda, więc wyruszyłam w miarę wcześnie na zdjęcia. Daleko nie uszłam, a już w kadrze pojawił się pierwszy, ciekawy obiekt.

Zależało mi szczególnie na fotografiach z kładki nad ul. Powstańców Warszawskich 

oraz z kościołem pw. Bożego Ciała, jako tłem.

Wybrałam się też w rejon, który pamiętałam sprzed dziesięciu lat, a wiedziałam, że obecnie się on dość mocno zmienił, bo wybudowano w nim trasę tramwajową.

 

Doznałam małego szoku. To miejsce tak inaczej się obecnie prezentowało. Następnie wybrałam się na inną trasę, znajdującą się nieopodal. Tutejsze realia były dość nietypowe, jak na transport szynowy. Spory spadek terenu jest na pewno nie lada wyzwaniem dla ruchu tramwajowego.

Dzień wcześniej, dokładnie o 17:13 (przypadek!), skontaktowałam się ze znajomym. Podpytałam, czy może przypadkowo nie ma w planach jakiejś przejażdżki, którymś ze swoich zabytkowych autobusów. Miałam farta! W planach był wynajem. Uśmiechnęłam się przez telefon 😉 i zapytałam, czy mogę się zabrać na pokład. W odpowiedzi usłyszałam wyrażoną zgodę.

Tak się złożyło, że na trasie tramwajowej, którą pojechałam sfotografować, kursowała linia, którą mogłam dojechać w umówione miejsce. Ruszyłam więc z dzielnicy Piecki-Migowo w okolice stadionu Lechii Gdańsk. Jak to w takich miejscach bywa, same przystanki tramwajowe wskazują swoją zabudową, iż znaleźliśmy się w jakimś nietuzinkowym miejscu.

 
Chwilę później razem z Myszu podziwiałyśmy stadko węgierskich autobusów.



Jadąc po naszych pasażerów mijaliśmy miejsce, w którym stał Trabant. Dziesięć minut później trafiliśmy na Wartburga, który również robił za reklamę skupu aut. Nawet zdążyłam go sfotografować, ale zaprezentuję go na zdjęciu, które powstało w innym momencie. Niemniej - nie mogłam nacieszyć się widokiem takich znajomych samochodów.

 
Dojechaliśmy na miejsce. Tutaj zostawiliśmy naszych pasażerów i na pusto wróciliśmy do Gdańska.


Kiedy wracaliśmy zdążyłam zrobić Trabantowi nieco lepsze foto, niż to wykonane w stronę przeciwną.

Uwieczniłam także i stadion Lechii. Ciekawie prezentował się w promieniach, chylącego się ku zachodowi, słońca.

Po powrocie do Gdańska postanowiłam jeszcze skorzystać z ostatnich promieni słońca i objechałam nieco sieć tramwajową. Kiedy na chwilę wyszłam z tramwaju, aby zaliczyć małe zakupy, akurat trafiłam na zachód słońca, który udało mi się sfotografować w dość ciekawym miejscu.


Następnie wróciłam do centrum, aby w końcu zjeść... obiad.

 
 

Nie ważne, że zaserwowano mi go po 22:00... Brzmiąca znajomo nazwa lokalu sprawiła, że poczułam się niemalże, jak w swoim rodzinnym mieście. 😊


 Wróciłam na nocleg i w te pędy udałam się spać. Czekała mnie niezła misja...

Komentarze